Coraz częściej nie mogę się skupić na niczym innym niż jedzenie. Godzinami potrafię myśleć co zjem na kolacje, jak przyrządzę obiad, czy w ogóle jeść. Ale mam też myśli żeby z tym skończyć, żeby się porządnie nażreć i pójść spać. Wyobrażam sobie smak tego jedzenia i konsystencję oraz zapach i te uczucie pełności. Potem włączam sobie filmy na YT o osobach które ważą powyżej 200 kg i wiem, że jeśli się teraz poddam to będę wyglądać tak samo.
Dziś schodząc z wagi uświadomiłam sobie, że pozostało jeszcze 9 kg do osiągnięcia celu. W tempie w jakim teraz chudnę osiągnięcie celu zajmie mi 9 tygodni, czyli ponad dwa miesiące, ale pod warunkiem, że nie będę zawalać. Do świąt chciałabym zobaczyć 4 z przodu. Nieważne czy będzie to 49,9 kg, czy 48 - ma być 4 z przodu. Jak nie będzie 4 z przodu to nie zrobię cheat day na Wigilię. To będzie moja motywacja :)
Teoretycznie 26 grudnia powinnam osiągnąć wagę docelową, ale wszystkie wiemy jak to bywa w życiu, więc no, 4 z przodu mnie naprawdę zadowoli :)
Boję się, bo jutro będą pierogi na obiad. A ja jestem pierogowym potworem. Potrafię zjeść 20 pierogów na raz, a po kilku godzinach znowu dojadać pierogami, no więc trzymajcie kciuki, żebym dała jutro radę nie rzucić się na jedzenie :)